piątek, 27 lutego 2015

Prawdziwa twarz Greya, czyli 50 odcieni szarości.

Nowe budzi naszą ciekawość. Często boimy się tego co nieznane, jednak każdy powód by zmierzyć się ze swoim strachem jest dobry, bo jak napisał Stephen King: Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, a zaspokojona ciekawość to krok w przeciwnym kierunku.
Nie straszne mi czarcie kotły, więc sięgnęłam kilka dni temu po książkę o Pięćdziesięciu twarzach Greya.  
Muszę szybko wyjaśnić, że znalazła się w moim posiadaniu całkiem przypadkowo, dzięki mojej dwudziestojednoletniej kuzynce, która wprowadziła się do nas na jakiś czas i opiekuje się naszą najmłodszą pociechą, podczas gdy my ciężko harujemy. Nasza rodzinna Niania, którą z tego miejsca gorąco pozdrawiam, pochłania książki w takim tempie, że Czarną Serię Camilli Lackberg rozpracowała w tydzień i w wolnej chwili skoczyła do Empiku po coś zgoła innego. Cóż było robić. Jak nie przeczytać książki o której mówi cały świat?
źródło: internet
Przeczytałam.
Spodziewałam się rozerotyzowanej powieści, która wywoła przyjemny dreszcz emocji, tymczasem zmuszona byłam przebrnąć przez masę ochów i achów jaki to Christian Grey jest przystojny, bardzo przystojny, atrakcyjny o przeszywającym spojrzeniu. Nie, przystojny to zdecydowanie za mało - stanowi uosobienie męskiego, zapierającego dech w piersiach piękna. Podoba mi się ten mężczyzna i to bardzo. Jeszcze nigdy nie czułam czegoś takiego.
Mało?
Jest tak nieziemsko przystojny. O rety... on jest naprawdę, całkiem... rety. Mogłabym patrzeć na niego cały boży dzień... Jest wysoki, szeroki w ramionach i szczupły a to w jaki sposób spodnie opinają mu biodra... O rety.
A to dopiero trzeci rozdział.
Postać Anastasi Steel przedstawiona w książce jest groteskowa i momentami wzbudza we mnie współczucie. Jednak współczuję również autorce, która choć jest dojrzałą kobietą używa języka tak infantylnego, że cały urok historii panny Steel szlag trafia.
Dziewczyna studiuje literaturę angielską, zarabia na swoje utrzymanie pracując w sklepie z narzędziami, jest piękna. Miała być inteligentna. Zapowiadała się naprawdę ciekawa rola, mogła być idealną bohaterką erotycznej powieści. Tym czasem z każdą stroną, z każdym rozdziałem autorka skutecznie buduje postać głupiutkiej, nie do końca rozgarniętej życiowo dziewczyny. Bo skoro już wsiada do śmigłowca i daje się zapiąć w czteropunktowe pasy i wszystkie łączą się w jednej klamrze...
Swoją drogą, czy naprawdę ktoś potrzebuje dodatkowego wyjaśnienia, że kilku punktowe  pasy bezpieczeństwa łączą się w jednej klamrze? hm... ok, czepiam się.
Tak więc, nasza bohaterka wsiada do śmigłowca ze swoim bosko przystojnym amantem, daje się zapiąć w pasy, przygląda przeciągającej się procedurze sprawdzania wskaźników, włączania części przycisków i guzików z oszałamiającej ilości znajdującej się przed nią.
Dostaje komunikat, że:
- Sprawdzam wszystko przed startem.
po czym, odwraca się w jego stronę, uśmiecha szeroko i pyta:
- Wiesz przynajmniej co robisz?
- Od czterech lat mam licencje pilota Anastasio, słyszy w odpowiedzi.
To najwyraźniej jej nie satysfakcjonuje, gdyż po chwili nie daje za wygraną i beztrosko rzuca:
- Skąd wiesz, że lecimy we właściwym kierunku?
- Stąd.
I pokazuje jej jeden ze wskaźników. Elektroniczny kompas.
- To Eurocopter EC135. Jeden z najbezpieczniejszy w swojej klasie. Jest przystosowany do nocnych lotów.
Jeśli więc jeszcze ktoś z Was ma wątpliwości, skąd u licha pilot śmigłowca wie dokąd lecieć, to po przeczytaniu 50 twarzy Greya będzie wreszcie wiedział! Kompas - jakie to proste prawda? Mało tego, otrzyma dokładną nazwę śmigłowca jakim będą lecieć bohaterowie tej uroczej powieści. Tak jak dowie, się, że Christian rozmawia przez BlackBerry, pisze mejle na iPodzie i jeździ Audi 8R Spyder.
Lokowanie produktu w powieści erotycznej i jeszcze kilka dziwnych literackich zabiegów, skłania mnie coraz bardziej do stwierdzenia, że autorka na siłę zapychała strony, tej skądinąd ciekawej historii. No bo jak inaczej skomentować taki fragment:
Pozbywa się spodni od piżamy i wchodzi do wanny za mną. Poziom wody się podnosi, a on siada i przyciąga mnie do klatki piersiowej. Kładzie długie nogi na moich, zgina kolana tak, że nasze kostki się spotykają, i przesuwa stopy na zewnątrz, rozsuwając moje nogi. Zaskoczona, robię gwałtowny wdech. Zanurza nos w moich włosach i głęboko wciąga powietrze. 
- Pięknie pachniesz, Anastasio.
Dreszcz przebiega całe moje ciało. Siedzę naga w wannie z Christianem Greyem. I on także jest nagi. 
Najpierw dostajemy opis, że facet pozbywa się spodni od piżamy i wchodzi do wanny w której siedzi naga kobieta, po czym  nie mijają cztery zdania i następuje podsumowanie powyższego opisu, skonfigurowane w taki sposób, że odnoszę wrażenie iż ktoś chce zrobić ze mnie idiotkę.
Kiedy już dowiaduję się, kto z kim siedzi w wannie i że naprawdę są nadzy, zastanawiam się, do jakiego statystycznego czytelnika jest skierowana ta książka?
Można zarzucić pisarzowi, że stosuje zbyt długie opisy przyrody, że prowadzi nieprzerwany potok myśli za którym trudno nadążyć, że nie trzyma napięcia, ale że w powieści dla dorosłych przemawia do czytelnika jak do sześciolatka? Na to, przyznam szczerze trafiłam po raz pierwszy.
Tym chętniej wybrałam się do kina aby na własne oczy zobaczyć ekranizację tego erotycznego pamiętnika młodej dziewicy. Właściwie po przeczytaniu książki, nie wiadomo czy jej zazdrościć czy współczuć. Nie każda dwudziestojednoletnia dziewica trafia na tak doświadczonego kochanka, więc jest to wysoko zawieszona poprzeczka.
Fakt, że dziewica, która nigdy sama siebie TAM nie dotykała, nigdy siebie sama nie zaspokoiła, przeżywa swój pierwszy orgazm tylko dzięki stymulacji sutków, możemy włożyć między bajki. Co prawda po chwili, drugi przeżywa już dzięki penetracji. Spoko. O takich historiach czytałam w "Dziewczynie" w latach 90-tych.
Ale wracając do filmu. Zabrałam do kina kuzynkę, sprawczynię moich rozterek, inicjatorkę "rodzinnego czytania Greya" - hasło to muszę oddać - stworzył mój mąż, gdyż nie szczędziłam głośnych komentarzy podczas przeprawy przez kolejne strony książki. Poszłyśmy przekonać się czy film jest rzeczywiście tak słaby jak go opisują wielcy znawcy sztuki filmowej.
I tu następuje pauza.
Cisza.
Czy aby na pewno ten sam film widziałyśmy my i oni?
Czytałam, że nie odwzorowuje dokładnie tego co jest w książce. Całe szczęście! Według krytyków w filmie zabrakło informacji, jak Christian Gray ustalił miejsce, w którym przebywa na imprezie Anastasia. Rozmawiał z nią przez telefon a już po kilkunastu minutach był przy niej. Namierzył jej telefon. Właściciel firmy telekomunikacyjnej namierzył jej telefon - tej informacji zabrakło w filmie. Litości!
Film niczego nie uczy, nie opowiada żadnej historii, nie ma nic do przekazania - autor tego wpisu albo w kinie spał, albo liczył na to, że obejrzy edukacyjno - przyrodniczy film i uzupełni swoją szkolną wiedzę zamiast przedmiotu w rodzaju wychowania seksualnego.
Nie będę odnosić się do komentarzy osób, które filmu nie widział, ale czytały książkę albo nie czytały książki, ale obejrzały film albo ani nie czytały, ani nie oglądały albo znają kogoś kto oglądał lub nawet przeczytał. Niestety mam wrażenie, że takich komentujących jest najwięcej. Nie warto z tym walczyć. Jednemu się podoba, drugiemu nie i niech tak zostanie. Mogli by ograniczyć się do kliknięta "lubię to" lub nie klikania wcale, ale jak wiadomo najgłośniej ryczy krowa która mało mleka daje.
Tak czy inaczej, film został pozbawiony naiwnych dygresji, przypominania na każdym kroku, że Christian Grey jest nieziemsko przystojny, a sceny erotyczne są dopieszczone i według mnie w porównaniu do książki bardziej subtelne i wysublimowane. To wszystko składa się na naprawdę ciekawy film, który porusza kwestię kobiecości, seksualności, wytyczania granic, zaufania, asertywności, wiary w siebie, poczucia własnej wartości. To są dopiero odcienie szarości, to jest prawdziwa twarz Greya. Na ile jesteśmy w stanie sobie pozwolić. To nie jest poradnik jak na pięćdziesiąt sposobów zerżnąć panienkę. Ostatnia scena w której Christian smaga pasem Anastasie, ponieważ ta chce, aby pokazał jej jak bardzo może boleć, jest mocna.
Boli a jednocześnie wzrusza. On każe jej liczyć uderzenia. Tego już za wiele, to wyciska łzy.
Kończąc książkę współczułam jej. Po obejrzeniu filmu, współczuję jemu.
Skąd ta rozbieżność? Chyba nie byłam w stanie dostatecznie mocno wyobrazić sobie ostatniej sceny linczu. Widziałam zapłakaną Anastasie, zapominając o Greyu. A przecież ta historia to także jego dramat.
Tak naprawdę film doskonale uzupełnił książkę, uzupełnił ją o te brakujące odcienie szarości, wśród kórych bohaterowie poruszają się jak dzieci we mgle. I tu znów posłużę się cytatem Stephan'a King'a: Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, a zaspokojona ciekawość to krok w przeciwnym kierunku. 
Kierunek musimy wyznaczyć samodzielnie. Tylko wtedy dostrzeżemy brakujące kolory.