czwartek, 6 kwietnia 2017

Siadam i piszę, wstaję i biegnę.

Czasem tu zaglądam, nie jest tak, że straciłam wenę i nie wiem co napisać. Nie będę się głupio tłumaczyć brakiem czasu. Czas jest, są nawet tematy, całe mnóstwo tematów, wszak w kraju i na świecie dzieją się sprawy niesłychane. Jak nigdy mam wrażenie, że nie mam na nie żadnego wpływu. Wydarzenia na świecie, zaczynam traktować w kategoriach zła koniecznego. Bo tu nie chodzi o atak dzikich istot z kosmosu, tu nie chodzi o karzącą rękę boga, tu chodzi o człowieka, który zrobi wszystko by na świecie nie zapanował pokój. Pokój się nie opłaca, opłaca się wojna. Zło było, jest i będzie, a ludzkość przez wieki niczego się nie nauczyła i dalej niczego się nie uczy. To cykl, któremu poddajemy się od zarania dziejów, toczy naszą planetę, to ciągła produkcja życia i śmierci. Nie pozbędziemy się ze społeczeństw ludzi złych, żądnych zemsty, władzy, pieniędzy i krwi. Gdybyśmy chcieli to zrobić rozpętalibyśmy wojnę, a tego przecież nikt z nas nie chce. Jak więc walczyć ze złem? 
Odpowiedź wydaje się banalnie prosta. Dobrem. 
Nie zakończę wojny w Syrii, ale wesprę fundacje, które tam na miejscu pomagają. 
Nie powstrzymam nacjonalizmu, ale nauczę swoje dziecko, że inny nie znaczy gorszy. 
Nie wyplewię homofobii, ale będę mówić o tolerancji.
Nie powstrzymam "dobrej zmiany", ale wyjdę na ulicę i będę głośno krzyczeć. 
Nie będę o tym pisać, bo wszyscy piszą, a niewielu czyta. 
Tak więc, dopóki szlag mnie nie trafi zajmę się czymś innym, czymś konstruktywnym, pozytywnym, dobrym, zdrowym i wesołym. Miało być slooow, to niech będzie. Niech się polityka rządzi swoimi prawami, ja zbaczam z tej ścieżki, nie idę tą drogą. 
Przemierzam leśne dukty w poszukiwaniu dobrej kondycji, dobrej energii a nie "dobrej zmiany". Niech sobie "dobra zmiana" w dupę wsadzi wszystkie swoje pomysły i tam niech dokonuje rewolucji. Życzę zatwardzenia i sraczki naprzemiennie. 
Wam moi Drodzy życzę za to tyle radości i pogody ducha ile jesteście w stanie w sobie pomieścić. Kilka dni temu miałam urodziny, dostałam mnóstwo wspaniałych życzeń i wiecie co pomyślałam? Że człowiek potrzebuje dopingu, potrzebuje czuć, że to co robi ma sens. Bez tego ani rusz. Można całe  życie zastanawiać się nad sensem istnienia, praktykować religię, szukać Boga, medytować, ale nikt za nas nie wstanie rano z łóżka. Nikt za nas nie założy butów i nie pójdzie biegać. Można biegać, chodzić, jeździć na rowerze. Można nawet jeździć na wózku! Trzeba tylko czegoś się złapać, czegoś co będzie nas, albo pchać do przodu, albo chociaż nas ciągnąć.
Dziś wzięłam udział w charytatywnym biegu dla Mateusza, chłopaka dotkniętego czterokończynowym paraliżem. Cały dochód ze sprzedaży pakietów startowych przekazany będzie na jego rehabilitację. Zanim wyruszyli biegacze, wystartowała ekipa na wózkach inwalidzkich... szczęście na ich twarzach jest nie do opisania! Oni jechali z rozbrajającą radością, a my ukradkiem ocieraliśmy łzy. W takich chwilach czuję jak dobro wypełnia przestrzeń, jak unosi się ponad podziałami. Ileż problemów można by rozwiązać gdyby każdy odnalazł w sobie taką energią. Co stoi na przeszkodzie?  Za mało wiary w siebie? Za mało człowieka w człowieku? Będę się powtarzać, ale serio, tak nie wiele trzeba. Nauczmy tego innych. Pokażmy wszystkim, że można cieszyć się z bycia dobrym, że dobro wraca, że jest niepoliczalne i nie do przecenienia. Głowa do góry, dobro naprawdę powraca.
Bieg Charytatywny dla Mateusza 06.04.2017,
 źródło: Gdyńskie Centrum Sportu.