sobota, 12 grudnia 2015

Wielka Teoria Cholernego Wybuchu.

Ciężko wyobrazić sobie, że kiedyś nie było absolutnie niczego, dlatego właśnie naukowcy rwą sobie włosy z głowy, badają kosmos, wyprowadzają skomplikowane równania, stawiają tezy. W skrócie: używają rozumu.
Używanie rozumu nie jest ostatnio zbyt popularne. Wymagamy tego przynajmniej od gatunku ludzkiego, a ten w dużej części woli korzystać z podniety, instynktu, odruchu, który nie jest wynikiem racjonalnego i świadomego myślenia.
Oto jest przykład, jak wielkie umysły dochodzą do wiedzy:
Już w latach dwudziestych ubiegłego stulecia, Edwin Hubble za pomocą stucalowego teleskopu na Mount Wilson w Kalifornii, odkrył, że galaktyki oddalają się od nas, przy czym ich prędkość jest tym większa, im większa jest ich odległość od ziemi. Wszechświat się rozszerza, a odległość między dwiema dowolnymi galaktykami stale rośnie. Jeśli stale rośnie, to w przeszłości odległości między nimi musiały być znacznie mniejsze. Mniej więcej piętnaście miliardów lat temu galaktyki wypełniał jeden, niewielki obszar, a materia miała ogromną gęstość. Co najmniej dwóch ton na centymetr sześcienny i temperaturę dziesięciu miliardów stopni. [1]
Siedemdziesiąt lat później, Kosmiczny Teleskop Hubble'a poleciał tam i z powrotem i uchwycił światło, oraz jego brak. Dzięki temu ustalono, zgodnie z ogólną teorią względności Einsteina, że musiało nastąpić wielkie bum i wtedy właśnie powstał cały ten bajzel.

Wracając do myślenia, lub jego braku. Obserwuję ostatnio i pewnie nie tylko ja, że są obszary na ziemi, gdzie wprost proporcjonalnie do braku rozumu, wzrasta poziom krzyku i agresji. Myślę, że Einstein z chęcią stworzyłby do tego jakieś zajebiste równanie. Nie wiem natomiast, czy ktoś byłby w stanie je rozwiązać, bo tam gdzie głupota bierze górę, emocje przybierają na sile i wybuchają wulkany.
Nie macie wrażenia, że tkwimy obecnie w czasie tworzenia się Superwulkanu?
Old Faithful geyser, źródło: http://www.naturespicsonline.com/locations/geysers

Jakieś 4,5 miliarda lat temu z resztek pyłu po narodzinach Słońca uformowała się nasza planeta. W chaosie towarzyszącym początkom układu słonecznego, grawitacja przyciągała do siebie bryły skalne i pył. Niezliczone obiekty zderzały się i łączyły, a każda kolizja generowała ciepło. Upatruję tu pewnej analogii do tworzenia się naszej wolności, którą tak krótko przyszło nam się cieszyć. 
Idąc dalej tym tropem, jakby nie patrzeć, to nieustanne bombardowanie doprowadziło do powstania ziejącej żarem planety. Choć z czasem bombardowanie uspokoiło się, a powierzchnia naszego globu wystygła, to wnętrze nadal pozostało gorące.
Z pod ziemi do dziś dnia, wciąż wydobywa się żar, a to znak, że w głębi ogień nie wygasł. Część podziemnego żaru uchodzi wulkanami. Paradoksalnie tymi, które ciągną się wzdłuż granicy oceanu spokojnego, tworząc sławetny pierścień ognia. Palenisko, które roznieca wulkany, przechodzi przez jej środkową warstwę zwaną płaszczem ziemskim, którą przebija w najcieńszym miejscu, pośrodku oceanu. Dochodzi wtedy do rozstąpienia się potężnych płyt tektonicznych. Płyty oceaniczne biegnące wzdłuż pierścienia ognia, zaczynają napierać na grubsze płyty kontynentalne, wsuwają się pod nie, niosąc ze sobą największy sekret wulkanów - wodę. Niektóre skały łatwiej topią się po zmieszaniu z wodą, tworzą zbiornik magmy która zasila wulkan. Do gigantycznej erupcji wulkanu doprowadza zatem, długi łańcuch wydarzeń. 
Dzisiejsza woda na młyn wulkanów, to brak poszanowania naszej wolności, to łamanie prawa pod płaszczykiem obrony demokracji, uprawianej przez garstkę rzekomych wybrańców narodu, rzekomo przez większość wybranych.
250 milionów lat temu, kiedy istniał jeszcze super kontynent Pangea, a na Ziemi dobiegał końca Perm, na terenie dzisiejszej Syberii wybuchł Superwulkan i podzielił kontynent na zawsze.
Czy to jest celem nowej władzy? Nazwano mnie wczoraj „najgorszym sortem Polaków”, zagotowałam się jak wulkan! Nie mogłam być dzisiaj w Warszawie na demonstracji KOD'u, ale wspieram każdy zryw w obronie Naszej Wolności. Jutro w Gdańsku, w mieście Solidarności będziemy jak czynny wulkan Yellowstone, któremu choć się nie spieszy i może nie wybuchnąć przez setki, może tysiące lat, to jednak warto wyglądać pierwszych sygnałów. Wstrząsów, wzrostów temperatury, niespokojnych ruchów planety. Gejzery z Yellowstone jak Old Faithful przypominają, że pewnego dnia nasza planeta da upust swojej furii. Superwulkany budzą się rzadko, ale ich gniew nie gaśnie. Naukowcy wiedzą, że gdy wybuchnie następny, życie na ziemi zmieni się na zawsze.
Chyba nie trzeba być naukowcem, żeby rozumieć to co się obecnie dzieje. Może dla Pana Prezesa jestem „najgorszym sortem Polaków”, może jeszcze będziemy poddawani wielu testom i podgrzewani do czerwoności. Może jeszcze wiele wody będzie musiało wpłynąć pod skały, by je stopić i zasilić wulkan. 
Ale Panie Prezesie, ja tego Panu nie zapomnę! Nie zapomnę tego ja i wielu innych razem ze mną. Proszę nie dzielić ludzi na podtypy! Oni tego Panu nie wybaczą i jak już dadzą upust swojej furii, to ani się Pan obejrzy, kiedy w całej swojej maleńkości zostanie Pan garstką wstydu i odległym wspomnieniem. 

[1] Stephen Hawking "Wszechświat w skorupce orzecha", Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 2004 r.