poniedziałek, 6 lipca 2015

Pokolenie Smart.

Źródło: You Tube: Corvax has got a computer
Jest coś niepokojącego w wyrazie smart choć w najprostszym tłumaczeniu jako przymiotnik znaczy: bystry, mądry, sprytny.
Zanim wszystko zaczęło być smart, jakieś 5 lat przed internetem w Polsce, Zjednoczone Królestwo wyemitowało serię filmów animowanych do nauki języka angielskiego pod tytułem Muzzy in Gongoland.
To był rok 1986, do Polski ta edukacyjna bajka dotarła 9 lat później. Wtedy bystry, mądry i sprytny był Corvax. Nie był amerykański, więc nie był smart. Był brytyjski i był clever. Miał wielki komputer z trzema monitorami i to mu wystarczało. Nie był zbyt bystry, ale był wystarczająco sprytny, żeby umieć obsłużyć ten wielkogabarytowy sprzęt.
Nie wiem jak poradziłby sobie z dzisiejszym smartfonem ale na pewno nie mówiłby: I'm  Corvax and I'm clever. Mówiłby I'm Corvax and I'm smart.
Dziś wszystko jest smart. Widok dzieciaków z nosami w smartfonach, nastolatków pod InfoBox'em robiących sobie na kiju selfie z hamburgerem już nikogo nie dziwi. Mnie w każdym razie nie dziwi, ani nawet nie przeraża, może odrobinę smuci i zmusza do refleksji. Na pewno odbiera nadzieję, bo brakuje w tym wszystkim autentyczności, poczucia własnej tożsamości wśród masy jednakowych zachowań.
Każdy naśladuje kogoś, każdy ze swoim mini oknem na świat przeżywa życie z dala od rzeczywistości. Może być piękny zachód słońca, może być doskonała pogoda na rowerową wycieczkę, piwo może mieć idealną temperaturę a powietrze pachnieć nadmorskim sosnowym lasem. I co z tego, skoro twoje smart urządzenie tego nie rozumie. Nie jestem przeciwnikiem nowych technologii,  wręcz podziwiam tych którzy je tworzą, bo wszystko jest dla ludzi.  Jednak porażający brak równowagi pomiędzy życiem, a technologicznym kalectwem, przez które bez tableta nie jesteśmy w stanie iść do kibla, galopuje w zupełnie niekontrolowanym kierunku. Gdzie podziała się granica pomiędzy rzeczywistością i fizycznym bólem a grą, resetem i startem od nowa? Czy pokolenie smart cokolwiek jeszcze czuje, skoro samobójcza śmierć rówieśnika nie jest wystarczającym powodem by pochylić głowy? Ile czasu trwa zaduma, refleksja nad straconym życiem? Tyle co zalogowanie na facebook'a?
Jestem zwolenniczką starego stylu, klocki Lego, puzzle, kredki, kolorowanki, książki, rower, słońce, deszcz i świeże powietrze, a wieczorem dobranocka. Nie chcę by moje córki, gdy już będą nastolatkami były zakładniczkami smart technologii. Stawiam na samodzielne myślenie, kreatywność, radosną twórczość.
Nie hodujmy cyber-dzieci, nie hodujmy wtórnych analfabetów, dajmy dziecku książkę, pozwólmy mu rozwijać wyobraźnię. Nie mam pewności czy dobrze robię nie dając dziecku smartfona, nie włączając gry na tablecie, czy laptopie, ale te urządzenia leżą w widocznych i dostępnych miejscach, nie są zamykane pod kluczem. Zdaję się na instynkt, nie znam się na grach, sama grywałam raptem w Tetris i Saper'a, a skoro moja trzy i sześciolatka nie są zainteresowane wirtualnym światem to nie widzę powodu, by je tam już wprowadzać. Mam wrażenie, że im później tym lepiej. Muzzy in Gondoland dotarł do nas po 9 latach, miałam wtedy 15 lat i od roku komputer w domu. Miał co prawda jeden monitor i chodził tylko pod Dos'em ale mogłam wtedy powiedzieć tak jak Corvax: I'm clever, nad I've got a computer. No dobra, miałam jeszcze rzutnik "Ania", ale o tym kiedy indziej.
Co dziś powiedzą nastolatki żywiące się smart wrażeniami?
- I'm smart, and I've got a smartphone?
Mam nieodparte wrażenie, że jedno wyklucza drugie.