piątek, 30 stycznia 2015

Być jak Walter Mitty, czyli marzyć każdy może.

źródło: Wysokie Tatry - Hrebienok.
Tytułowy bohater filmu Sekretne życie Waltera Mitty jest jednym z nas. Niegroźnym wizjonerem, pracującym jako fotoedytor w dziale negatywów magazynu "Life" i choć odwala kawał dobrej roboty, czuje się nijaki, zwyczajny, przeciętny. Aby oderwać się od otaczającej go codzienności, buduje sobie równoległy świat, w którym staje się błyskotliwym i odważnym superbohaterem. Podczas swoich wyimaginowanych podróży zastyga w bezruchu, stając się pośmiewiskiem dla tych, którzy jeszcze nie wiedzą jaki potencjał drzemie w tym niepozornym marzycielu. 
Walter Mitty jest tylko postacią z filmu, opartego na krótkim opowiadaniu James'a Thurber'a z 1939 roku. Różni się od pierwowzoru punktem na osi czasu,  stanem cywilnym i skalą fantazji, ale nie ideą, która na przestrzeni wieków pozostaje niezmienna. Marzenia kreują naszą rzeczywistość!
Walter Mitty przypomniał mi o tym i powinien go poznać każdy, kto o tym zapomniał.
Najchętniej i pewnie najczęściej marzą dzieci, nieskażone realizmem, powagą i zdrowym rozsądkiem. Wyobraźnia dziecka posiada nieskończony horyzont. Dziecko w dowolnym momencie może być każdym i może być wszędzie. Lubię patrzeć na moją sześcioletnią córkę, która z plastikowej butelki po wodzie potrafi zrobić łódź podwodną i w jednej chwili staje się jej kapitanem. Zazdroszczę jej wtedy, że może sobie beztrosko pływać po bezkresie oceanu i tylko od czasu do czasu wystawić peryskop nad powierzchnię. 
Wracając do Walter'a. Mitty jest odpowiedzialny za obróbkę zdjęcia na okładkę ostatniego drukowanego wydania magazynu "Life". Trochę przez to bujanie w obłokach, nieświadomie gubi zdjęcie nadesłane mu przez światowej sławy fotografa. Zdjęcie ma być kwintesencją Life'a. Zrobione w oldschool'owy sposób na poczciwej kliszy, przepada jak kamień w wodę razem z jego autorem. Walter przezwycięża swój lęk i wyrusza w świat w poszukiwaniu fotoreportera, aby od niego dowiedzieć się gdzie jest negatyw.
Przygody począwszy od lotu na Grenlandię, skoku z helikoptera do morza, walki z rekinem, zjeździe na deskorolce ze wzgórza z czynnym wulkanem na Islandii, podróży do Afganistanu a skończywszy na marszu przez Himalaje, dociera wreszcie do źródła by dowiedzieć się, że zdjęcie w małej żółtej kopercie miał cały czas przy sobie, do póki nie wyrzucił go do kosza. 
- I nie wiesz co tam było, na zdjęciu?
- Nie.
- Szkoda. Było piękne. 
Jednak dzięki roztropności innych, po powrocie do domu odzyskuje małą żółtą kopertę. Ku mojemu zaskoczeniu przekazując zdjęcie do druku, nawet na nie nie spojrzy. I to jest moment w którym myślisz sobie, że efekt końcowy nie jest tym co trzyma nas przy życiu. To adrenalina którą produkuje nasz organizm, jest naszym motorem i tylko dzięki czynom jesteśmy coś warci. Dlatego nie bójmy się marzyć, nawet jeśli nie wszystkie nasze marzenia się spełniają. One są tym co pobudza nas do działania.
Zaadoptowane na potrzeby filmu motto magazynu "Life", 

To see the world,
things dangerous to come to,
to see behind walls,
draw closer,
to find each other and to feel.
That is the purpose of Life.

jest dobrą ściągą przypominająca o czym warto pamiętać podczas snu na jawie.
Zobaczyć świat, widzieć zbliżające się niebezpieczeństwo, wyjrzeć zza ściany, zbliżyć, odnaleźć się i poczuć. To jest cel Życia.
Wszystko to trzeba wesprzeć marzeniami, aby droga do celu była jak najszersza, byśmy otwarci na świat do końca potrafili marzyć.




wtorek, 6 stycznia 2015

"bo to polska właśnie"

Hasło to chodzi za mną od jakiegoś czasu, prześladuje mnie i przyprawia o mdłości. Celowo "polska" napisałam z małej litery, ponieważ wypowiadane z pogardą, tak właśnie brzmi. Polska drugiej kategorii, polska z małej litery. Słychać je wszędzie, w sklepie, w pracy, w szpitalu, przychodni, na ulicy. 
Natknąć się na nie można bardzo łatwo w internecie, pełno go zwłaszcza w komentarzach i nie ma większego znaczenia co komentujesz. Czy jest to artykuł o politykach, służbie zdrowia, religiach, socjologi, stylu życia, czy gorącej ostatnio dyskusji na temat zmieniania pieluchy w restauracji, zawsze znajdzie się komentarz: "bo to polska właśnie". Ciągle zastanawiam się co to właściwie znaczy, bo nie sądzę, żeby osoby wypowiadające te słowa powoływały się na patriotyczny wydźwięk Wesela Stanisława Wyspiańskiego, w którym to Poeta rozmawiając z Panną Młodą używa nieco podobnego określenia. Tylko podobnego, bo znaczącego według mnie coś zupełnie innego. Nie zamierzam tu analizować Wesela, opracowań tego dramatu jest zatrzęsienie. Jednak dla porównania warto zapoznać się z fragmentem, gdzie Poeta w wymowny sposób wskazuje prostej dziewczynie gdzie jest Polska. 
Poeta:
źródło: internet
Po całym świecie
możesz szukać Polski, panno młoda,
i nigdzie jej nie najdziecie.
Panna Młoda:
To może i szukać szkoda.
Poeta:
A jest jedna mała klatka –
o, niech tak Jagusia przymknie
rękę pod pierś.
Panna Młoda:
To zakładka gorseta, zeszyta trochę przyciaśnie.
Poeta:
– A tam puka?
Panna Młoda:
I cóz za tako nauka?
Serce – ! –?
Poeta:
A to Polska właśnie.

Taka tam subtelna różnica pomiędzy "bo" i "a", ale jakże zmienia charakter wypowiedzi. Polska w naszym sercu jest taka, jak my sami jesteśmy. Skąd więc to wieczne niezadowolenie? Bo zakładam, że tytułowe hasło pełne oskarżeń i roszczeń jest aktem rozpaczy skierowanym na innych, wszystkich tych, którzy winni są naszym niepowodzeniom. Że kolejka do lekarza za długa, że pociągi za wolno jeżdżą, a jak już jeżdżą szybko, to że za drogo. Kolejka w kasie obok, też zawsze szybciej się przesuwa, pracy nie ma a jak jest, to za mało płatna. Podatki za wysokie, ale oczekujemy super dróg, nienagannej edukacji i sprawnej służby zdrowia. Raczkującej demokracji też obrywa się za darmo, nie dają jej szansy ani ci, którzy powinni o nią walczyć, bo byli świadkami jej narodzin, ani ci, którzy w wolnym państwie się urodzili, choć jest ono od nich niewiele starsze.
"bo to polska właśnie" winna jest wszystkiemu. Szczęściu i nieszczęściu, chorobie i zdrowiu, bogactwu i biedzie, słońcu i burzy. Czy, "bo to polska właśnie" nie wynika raczej z lenistwa, niewiedzy, zazdrości, i ignorancji? Jestem za tym, aby każdy z nas przyłożył dłoń do swojej piersi i powiedział: "A to Polska właśnie". Potem zastanowił się co dobrego dla niej zrobił. Polska jest w naszych sercach, niezależnie do tego jak daleko na "zachód" uciekniemy. 
Polska to nie tylko kraj którym rządzą idioci, to nie tylko leniwi malkontenci wytykający palcem potknięcia i błędy innych. Polska to cała masa porządnych ludzi, głęboko w to wierzę  i widzę to na każdym kroku.
To my jesteśmy jej świadectwem, nie miejmy więc wyrzutów sumienia kiedy poczujemy się trochę lepiej.
Jeśli jeszcze raz usłyszę lub przeczytam gdzieś to idiotyczne hasło, zapytam malkontenta, czy czasem w gorset nie wcisnął się zbyt ciasny?