wtorek, 28 stycznia 2014

zielona herbata, podwójnie parzona

Dziś naprawdę zwolniłam.... zatrzymałam się i zaczynam odpoczywać. Nie piję kolejnej kawy. Piję herbatę, zieloną herbatę podwójnie parzoną. Nie myślę o pracy, myślę o tym co zrobić na obiad, mam już nawet jakiś pomysł i nie, to nie będzie pizza. 
Facet z pizzerii jak słyszy mój głos w słuchawce pyta: "pół amor, pół emo?", jestem chyba jego najlepszą klientką. Wczoraj jak głupia tłumaczyłam się dlaczego tak często, że ciągle tylko pizza, że pan to pewnie sobie o mnie myśli, ale wróciłam do pracy i.... bla bla bla. Co tu dużo gadać! Facet na pewno się cieszy, w końcu to jego kasa, a że pizza jest genialna i facet lubi pogadać,  to właściwie... czemu nie! 
Ale dość! Dziś pizzy nie będzie. Dziś będzie Kura Domowa! 
Nie żebym się użalała nad sobą, nie jest tak, że od 3 miesięcy jemy tylko pizze. Ale faktycznie powrót do pracy nie był na pół etatu, chociaż niektórym tak się mogło wydawać kiedy przed zachodem słońca wychodziłam z korpo. 
Na szczęście Stare "Wesołe"* Biuro przyjęło mnie z otwartymi rękami i nawet zdarza mi się wyjść przed zachodem, ale obserwując przyrodę, nie da się nie zauważyć, że dni są już coraz dłuższe. Zejdzie mi pewnie do wiosny sprzątanie bałaganu jaki zrobił się podczas mojej nieobecności. Nawet nie mam zamiaru sprawdzać o której godzinie słońce zachodzi w marcu, zwłaszcza, że teraz piję herbatę, zieloną herbatę podwójnie parzoną. 
Wykorzystam ten wolny dzień jak tylko się da, ale nie będę sprzątać ani prasować, czy prać!
O Młodsza się obudziła, pojedziemy po Starszą do przedszkola, wrócimy, pobawimy się, zjemy obiad a wieczorem z mężem wypijemy winko, koniecznie czerwone bo jest bardzo zdrowe!


ps. "Wesołe" Biuro? po prostu, bo mieści się na ulicy Wesołej, więc jak tu się nie cieszyć? :-)

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Jest zima i zimno być musi!

Tak, mamy styczeń,  jest zima.  Tak, zimą pada śnieg,  zimą jest mróz. Trzeba będzie odkopać auto, skrobać szyby, odśnieżyć miejsce parkingowe a i tak przyjedzie facet z pługiem i zasypie  wyjazd. Ale mam nowy akumulator a w bagażniku podręczną łopatę. Mam też ciepłą czapkę i rękawice. W końcu jest zima! Niech pada, niech będzie mróz, bo jest pięknie. Po zmroku zimowa aura nabiera jeszcze większego uroku. Puszysty biały puch i gra światła powodują niecodzienny widok. Migoczące płatki śniegu jak małe chochliki figlują beztrosko w blasku lamp, bawią sie w berka i w chowanego. Masz wrażenie, że je słyszysz chociaż śnieżna noc jest taka cicha, taka przytulna, prawie ciepła. Skrzypiący pod butami śnieg i ten cudowny mroźny zapach przywołuje wspomnienia najsroższych zim naszego dzieciństwa.  Czy ktoś się wtedy bał mrozu? Czy ktoś bał się padającego śniegu?
A jednak za tym tęskniłam, za prawdziwą zimą, za szczypiącym w poliki mrozem, za mokrymi rękawiczkami, za grubą czapką. 
Nie narzekajmy na zimę,  zaakceptujmy ją, przyzwyczajmy się w końcu!   
Cytując już klasyka "sorry, mamy taki klimat"! 
Czy komuś jeszcze jest zimno? :-)

czwartek, 23 stycznia 2014

Szamański Krąg Bębna

Niedawno przeżyłam daleką podróż, niemal nie ruszając się z miejsca...

Przez dziuplę starego drzewa zajrzałam w głąb ziemi i jakimś czasoprzestrzennym tunelem przedostałam się na pół pustynny step gdzieś po drugiej stronie globu, być może w Arizonie. Myślę, że to mógł być rezerwat Indian Navaho. Ciepło ogniska, rytmiczny dźwięk, zapach kadzidła. Uwolnione myśli krążyły swobodnie pomiędzy blaskiem płomieni a księżycowym pyłem. Cudownie było zwolnić, wyrównać oddech, oderwać się od ziemi. A wszystko to w rytm szamańskiego bębna, zaledwie wioskę dalej. Wsłuchując się w bicie własnego serca można poczuć rytm ziemi, zsynchronizować się z nim i odzyskać spokój. To dźwięk był moim opiekunem i przewodnikiem w tej podróży i choć przybrał postać orła i szybował niezmiernie prędko, to będąc pod jego skrzydłami nie sposób było nie czuć się bezpiecznie. Szaman pomógł mi spokojnie przejść przez pomost łączący realny świat ze światem magii. Stał się Magiem zmieniającym dźwięki bębna w muzykę, która delikatnie kołysząc tuliła mnie wśród chmur. 

To była tylko próba, wstęp do czegoś większego. Wiem to, bo zbliża się nów, oddziaływanie księżyca słabnie, więc jest to idealny czas na medytację, na zgłębianie siebie. Na to trzeba znaleźć czas, od tego można się uzależnić i ja tego potrzebuję. Chcę otworzyć swój umysł, zrozumieć i poznać swoją pod i nadświadomość,  wiem, że to długa  i nie jedna podróż.  Za kilka dni znów się tam wybiorę, być może tym razem przyniosę się w inne miejsce, na pewno w ukryte. Do zobaczenia w Ukrytym Miejscu...

piątek, 10 stycznia 2014

Tak to się zaczeło

Nastał zatem Wielki Dzień!  Jest 10 stycznia i tak jak sobie obiecałam zaczynam pisać Bloga!

Nie wiem dlaczego i nie do końca jeszcze wiem o czym będę pisać. Ale mam kilka pomysłów i myślę, że to jest dobry czas. Można to jedna z tych niespełnionych, niezrealizowanych pasji? Wszak w liceum miałam ciągoty literacko - dziennikarskie! Razem z trzema przyjaciółkami ze szkolnej ławy - a ławki w naszych salach były przedziwne, bo czteroosobowe - prowadziłyśmy dziennik - w zeszycie w kratkę, w którym z namaszczeniem opisywałyśmy otaczającą nas rzeczywistość. "Brudnopis" - bo taką miał dla nie poznaki nazwę, był pieczołowicie chroniony przed "bystrym okiem" nauczycieli, zwłaszcza Pani od Polskiego.

Mało tego, pisałam nawet do szkolnej gazetki! W rubryce "muzyka" opublikowałam swój pierwszy wywiad z nie istniejącym już zespołem o niezbyt skomplikowanej nazwie "NIE WIEM" - kto ma wiedzieć Ten Wie. Kopii tego wywiadu zapewne już nie ma... pisany w "Tagu", przechowywany na dyskietce przepadł jako relikt minionego stulecia, a i zapewne nakład wydawcy szkolnej gazetki nie był imponujący.

 
Tak czy inaczej, kusi mnie przelać swoje myśli na te puste białe strony rozciągające się niczym cudowne obłoki pod moimi palcami. A jak wiadomo puchate cumulusy są nierozerwalnie związane z ciepłym, słonecznym dniem a przecież takie właśnie dni kochamy najbardziej!

Puszczam więc w otchłań sieci swoje alter ego. Niech żyje własnym życiem, niech będzie moim katharsis, niech nie zabraknie mu odwagi, humoru, konsekwencji, ale i dystansu do siebie, no i do mnie! ;-)