środa, 2 września 2015

Wilk morski, wschód słońca i martwy ptak.

Gdynia - falochron. Źródło: własne
Pod koniec lata, w ostatnią wakacyjną niedzielę, miasto o świcie budzi się bardzo powoli. Słychać stukot kół i pociąg leniwie wjeżdża na stację. Zaspani podróżni przeciągają się na ławkach, ktoś ziewa, ktoś już pije kawę. Jej zapach unosi się w powietrzu i miesza z zapachem torów.
Lubię ten dworcowy klimat. Niezrozumiałe komunikaty nadawane z głośników, dodatkowo zagłusza odgłos ciągniętej po bruku walizki. 
Tak wiem, w tym mieście prawie nie ma już bruku, jednak ten hałas, dalej tak właśnie brzmi. Rozwrzeszczana mewa zaznacza swoją obecność, a jej krzyk budzi śpiących na ławkach wczorajszych imprezowiczów. Ktoś klnie i odpala papierosa.
Szum morza tłumi już odgłos odjeżdżającego pociągu. Im bliżej wody, tym jaśniejsze niebo. Delikatne fale i mocne bicie serca. Jestem ja i bulwar przede mną. Pierwszy kilometr idzie gładko, miarowy oddech i spokojne tempo. Zaczynają pojawiać się żywe dusze snując się niespiesznie w poszukiwaniu nowego dnia.
Kobieta na rowerze, para zakochanych, fotograf, dziewczyna z psem, pijak, ekipa sprzątająca plażę po wczorajszej zabawie. Ktoś nie śpi, aby spać mógł ktoś. Ktoś rzuca w krzaki puszkę i butelkę na piach, ktoś inny to sprzątnie i jeszcze na tym zarobi. Tak kręci się świat, tak wstaje dzień. Przyczyna i skutek. Działanie i efekt. Im dalej biegnę, tym więcej widzę. W marinie wiatr już gra na wantach, budzą się pierwsze łajby, a doświadczony żeglarz pozdrawia mnie uśmiechem.
Gdynia - Marina. Źródło: własne
On i ja wiemy jak pięknie nad morzem jest o świcie, a ta niewypowiedziana radość tworzy niewidzialny pomost pomiędzy wodą a lądem. 
Kolejny kilometr i dobiegam końca skweru, nie można się tam nie zatrzymać i nie spojrzeć na fale. To one nadają rytm miastu z morza. To fale wyrzucają na plażę muszelki, listy w butelkach, ale i martwe ptaki. 
Martwy, czarny ptak, być może wrona lub kawka. Jeszcze nie w stanie rozkładu, jeszcze błyszczą mu pióra. Tym trudniej oderwać od niego wzrok. Patrzę i czekam aż się ocknie, zatrzepocze skrzydłami i odfrunie w kierunku nieba. Jednak jedyne co się porusza, to fale i zamiast odlecieć w wysoki błękit, czarnego ptaka pochłania morze.
Tak kręci się świat, tak wstaje dzień. Nie ma co się rozklejać. Trzeba biec dalej. 
Poranna wachta na Błyskawicy powoli dobiega końca. Stary wilk morski pozdrawia gestem otwartej dłoni mnie, szczura lądowego. To daje takiego kopa, że głowa która przy szóstym kilometrze opada już lekko między barki, zaczyna nagle górować nad masztami okrętu muzeum. 
Pierwszy raz w  życiu byłam tak blisko wschodu słońca. Pierwszy raz w życiu przebiegłam gdyński bulwar i skwer o piątej nad ranem i to wcale nie w poszukiwaniu piwa. Wilk morski, wschód słońca i martwy ptak, z pozoru mają ze sobą nie wiele wspólnego. Jednak mogą być symbolem odwagi, zmian i przemijania. Niby nic wielkiego, ale chyba właśnie wokół tego kręci się ten świat.
Trzeba odwagi, by pokonać swoje słabości i czasu by dostrzec dobry efekt zmian. Nigdy nie jest za późno, by móc wcześnie wstać. A Wy, kiedy ostatnio zrobiliście coś po raz pierwszy?
Gdynia - Fontanna na Skwerze Kościuszki. Źródło: własne


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz