środa, 29 października 2014

10 książek, które nie zmieniły mojego życia.

źródło: moja półka.
Jakiś czas temu, na znanym społecznościowym portalu miał miejsce łańcuszek w którym zamiast oblewać się wodą z lodem, można było pokazać swoim znajomym, że umiemy, względnie lubimy czytać. Wyzwany na pojedynek popisywał się swoją listą dziesięciu książek, które rzekomo zmieniły jego życie i nominował kolejne osoby do stworzenia własnej biblioteczki niebanalnych tytułów.
Mnie nikt nie wyzwał, nikt mnie nie nominował! Myślę, że mam za mało znajomych. Postanowiłam więc nominować się sama, bo chcąc nie chcąc ciągle łaziło mi po głowie tych dziesięć książek. Dlaczego dziesięć? Spośród tylu książek, które przeczytałam mam wybrać tylko dziesięć? Czy naprawdę te dziesięć książek zmienia życie? Rozumiem, że mogą wpłynąć na postrzeganie świata, ale chyba nie wywracają go od razu do góry nogami? Raskolnikow nie zmienił mojego życia, ani Mistrz ze swoją Małgorzatą, Kubuś Puchatek także, zwłaszcza, że mieszkał pod nazwiskiem Pana Woreczko.
Stworzyłam więc własną listę obowiązkowych lektur, obowiązkowych o tyle, o ile starasz się zrozumieć ten świat. Wpływanie na wyobraźnie jest niezbędne podczas szukania siebie w zgiełku codzienności, umiejętność przechodzenia ze świata wyimaginowanego do rzeczywistości jest niezwykle cenna, bo daje nam poczucie panowania nad własnym życiem. W jednej chwili możesz robić sobie herbatę, by za moment spacerować po wąskich uliczkach Paryża, zwiedzać greckie wyspy, czy podziwiać swoje rodzinne miasto na długo przed II Wojną Światową. Na podróż w czasie i przestrzeni pozwoli nam tylko książka, ale taka po której nie będziesz miał wrażenia zmarnowanego czasu, a to da się rozpoznać już po kilku wersach.
No to, do dzieła!


1. "Wielka, większa i największa" - Jerzy Broszkiewicz.
O przygodach Iki i Groszka czytał mi mój straszy brat, ale kiedy tylko nauczyłam się wyrazy łączyć w całe historie, przepadłam na dobre razem z Kapitanem Oplem i jego załogą. Trzy niezwykłe przygody, z których każda jest coraz większa oczywiście kończą się sukcesem, ale Ika i Groszek, czyli ja i mój brat mają jeszcze dużo do zrobienia!

2. "Akademia Pana Kleksa" - Jan Brzechwa.
Z tego chyba nikomu nie trzeba się tłumaczyć, no może poza faktem, że jako dziecko strasznie żałowałam, że nie jestem chłopcem o imieniu zaczynającym się na literę "A"!

3. "Śniadanie Mistrzów" - Kurt Vonnegut.
Właściwie każda książka Vonneguta zasługuje na nominację, ale dla zbuntowanej nastolatki zadającej sobie dokładnie takie samo pytanie, jakie Kilgore Trout przeczytał na ścianie toalety nowojorskiego kina "Po co człowiek żyje" dostałam błyskawiczną, najbardziej sensowną ze wszystkich możliwych odpowiedź: 

"Aby być
oczami,
uszami 
i sumieniem 
Stwórcy Wszechświata,
ty baranie"

4. "Werniks" - William Wharton.
Po przeczytaniu Werniksa myślałam, że zostanę malarką, wyjadę do Paryża i tam będę tworzyć wspaniałe dzieła, będę mieszkać na poddaszu starej kamienicy gdzieś w pobliżu Sekwany. Kupiłam nawet pastele, ale szybko zorientowałam się, że nie mam talentu do malowania, poza tym Paryż już nigdy nie będzie taki jak w powieści z 1984 roku. Namalowany dłonią Whartona pozostał w mojej pamięci obraz miasta pachnącego farbą, werniksem, fajką i winem.

5. "Mag" - John Folwes.
Teatr rozgrywający się na greckiej wyspie w reżyserii demonicznego bogacza jest dramatem niczego nieświadomego aktora, który błądząc po labiryncie scenariusza zatraca się pomiędzy rzeczywistością i fikcją do tego stopnia, że czytelnik zaczyna wątpić i powoli sam staje się uczestnikiem literackiej ułudy. Książka na jakiś czas wywołała u mnie lekka paranoję, że to co nas otacza, to tylko pisana przez kogoś proza.

6. "Inny świat" - Gustaw Herling - Grudziński.
Wstrząsające świadectwo degeneracji człowieka, upadku moralności, jednocześnie niewyobrażalna wola życia i siła, oraz odwaga by spisać tak koszmarne wspomnienia, które powinny zostać nauczką dla świata. Obowiązkowa lektura dla wszystkich niepokornych. 

7. "Malowany ptak" - Jerzy Kosiński.
Nigdy wcześniej, ani nigdy później nie czytałam tak mrocznej historii opisanej oczami dziecka, Antek i Janko Muzykant, to przy tym bajki dla niegrzecznych dzieci. Czytałam i płakałam, zamykałam oczy i nie chciałam w to wierzyć. Byłam wściekła na siebie, że zaczęłam ją czytać, ale szłam przez tą breję przemocy, naiwnie  licząc na dobre zakończenie. Już wtedy, a byłam w klasie maturalnej odniosłam wrażenie, że Kosiński zatracił się  w opisach najokrutniejszych cierpień jakich doznawał kilkuletni chłopiec. Wszystko razem brzmiało tak absurdalnie, że uznałam Kosińskiego za psychola i nie zamierzałam więcej przejmować się Malowanym ptakiem.

8. "Wahadło Foucaulta" - Umberto Eco. 
Genialna powieść o jednej z większych spiskowych teorii w dziejach świata. Templariusze, Różokrzyżowcy, magia, mistycyzm i wielka tajemnica. Czego chcieć więcej?

9. "Jarmark rymów" - Julian Tuwim. 
Tego Pana przedstawiać nie trzeba, uwielbiam Go za to jak wspaniale bawi się słowem, jak potrafi rozbawić do łez i zmusić do refleksji. Rymował na każdą okoliczność, jest ponad czasowy, uwielbiam Go cytować i tym razem też to zrobię. Wybór nie jest prosty, ale fraszka "Na krytyka" szczerze mnie ujęła. Jest bardzo na czasie, co dowodzi tylko tego, że problem wiecznych malkontentów znany jest nie od dziś.
                                                           "Oto krytyk, który idealnie
                                                             Umie geniusz połączyć z głupotą.
                                                             Każdym słowem dowodząc genialnie,
                                                             Że jest bardzo wybitnym idiotą."

10. "Tak trzymać" - Stanisława Fleszarowa - Muskat.
Przepiękna trylogia o początkach mojego miasta. Dzieje Gdyni wczesnych lat dwudziestych aż po kres wojny, opowiedziane językiem tak barwnym, prawdziwym i tak ludzkim, że po przeczytaniu ostatniego tomu nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że znam to miasto od kolebki. Pamiętam jak idę od dworca wprost przed siebie, podążając tylko za szumem fal i dochodzę do dzikiej rybackiej plaży a potem z bohaterami książki przeżywam każdy przypływający statek do nowo zbudowanego portu, każdy wzniesiony dom i nowo otwartą ulicę. Inaczej dziś patrzę na Gdynię, na starych kamienicach dostrzegam ślady po kulach, wiem z których okien na Świętojańskiej zwisały swastyki, wiem gdzie stał dom starego Konki i gdzie w barakach na Grabówku mieszkał Wołodia. Ja to wszystko przeżyłam i przeżywać będę ilekroć do tej trylogii wrócę, a wracać będę często, bo Gdynia to moje miasto! 

Te książki nie zmieniły mojego życia, one zmieniły świat. Bez nich, nie byłoby nas.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz