czwartek, 2 października 2014

... a świat wciąż pachnie tak samo!

Też tak macie, że zapach świata kojarzy wam się z konkretnym miejsce lub czasem? Otwierasz okno i nagle znajdujesz się na wakacjach u babci. Wychodzisz z domu, wciągasz do płuc jesienny poranek i czujesz, że musisz przyspieszyć bo za chwilę zacznie się matma! Chociaż, właściwie jak matma... to może pójdę przez park? Przejdę Inżynierską do końca i posiedzę sobie na peronie, posłucham odgłosu pociągów, pouczę się na historię. Dworzec w Orłowie był jednym z moich ulubionych miejsc do wagarowania, zwłaszcza peron drugi, na którym zatrzymywały się pociągi dalekobieżne. Mogłam tam spokojnie siedzieć i udawać, że czekam na pospieszny na przykład do Wrocławia. Nikt nie zadawał pytań, nikt nie przeszkadzał, bo właściwie nigdy nikogo tam nie było. Dlatego też, to miejsce było takie pociągające. Na pierwszym peronie za to zawsze był ruch. Rano kolorowe tłumy dziwaków z plastyka, z wielkimi tubami lub ogromnymi teczkami na ramieniu wysypywały się z skm'ki i dumnym krokiem mijały innych dziwaków którzy ze spuszczonymi głowami snuli się niechętnie w stronę ekonomika.
Dziwaka z plastyka można było poznać nie tylko po tubie i teczce. Dziwak z plastyka miał przeważnie Martensy, czerwone sznurówki, sztormiak lub bundeswerkę, spodnie w kratkę lub jeansy z dziurami, albo szerokie dzwony a na głowie dready lub inny artystyczny nieład. Obowiązkowo musiał być ubrudzony farbą!
Dziwak z ekonomika był "normalny". Czyli ubrany tak, jak mama kazała. Nic specjalnego, zwykłe buty, spodnie, kurtki, płaszcze, szwedki, dresy. Taka tam szara masa. 
Naturalnie mnie i Aśce bardziej do gustu przypadł ten styl z plastyka i gdyby nie brak tuby, albo wielkiej teczki mogłybyśmy spokojnie przejść obok ekonomika i razem z kolorowym tłumem maszerować dalej żwawo w kierunku morza, gdzie niedaleko molo w zabytkowym budynku swoje prace tworzyli młodzi artyści. Czasem z rozpędu tam trafiałyśmy, ale nie mając w sobie wystarczająco odwagi kierowałyśmy nasze kolorowe Martensy co najwyżej do rybackiej łodzi ORŁ-3. To było moje drugie ulubione miejsce do wagarowania. Zapach mokrego drewna, suszących się sieci i ryb jest zapachem niecodziennym. Do tego szum fal, krzyk ptaków, smak papierosa i ... pała z matmy. A wszystko to przez zapach morza.
źródło: własne
Zapach świata towarzyszy mi nieustannie, czasem pachnie wagarami, czasem Ścinawą, niekiedy Szkocją lub Wysokimi Tatrami.
W październikowym słońcu, takim jak dziś, czuć aromat ciepłych drzew, suchych liści i kasztanów. Świat się zmienia, z miesiąca na miesiąc jest coraz starszy, ale wciąż pachnie tak samo, wciąż pachnie życiem. Cały rok na okrągło rozbudza nasze zmysły byśmy poczuli, że jeszcze wszystko przed nami, że warto się zatrzymać i wziąć głęboki oddech! Co tam pała z matmy! Świat pachnie dziś tak pięknie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz